Kilka słów o mnie

Od dnia narodzin życie mnie nie oszczędzało. Kiedy miałam 2 lata, spotkała mnie największa tragedia mojego życia - zginęła moja mama. Pustki, którą po sobie zostawiła, nic ani nikt nigdy nie wypełni. Kilkanaście miesięcy wcześniej zdiagnozowano u mnie mukowiscydozę - genetyczną i śmiertelną chorobę, która od tamtej chwili naznaczała każdy mój dzień.

Mukowiscydoza systematycznie wyniszcza mój organizm. To ona pisze historię mojego życia, to ona z roku na rok coraz bardziej zabiera mi dech w piersiach, nie dając normalnie funkcjonować. To przez nią czas dzieciństwa i dorastania zdecydowanie różnił się od tego, którego doświadczyli moi rówieśnicy - w szpitalach bywałam częściej niż w domu, a plan mojego dnia wyznaczały inhalacje i drenaże wykonywane kilka razy na dobę. Częste infekcje i ciągle pogarszający się stan moich płuc doprowadziły do marskości płata lewego płuca. W wieku 14 lat musiałam się poddać operacji jego usunięcia.

Niestety, mimo to stan mojego zdrowia wcale się nie poprawił. Choroba poczyniła tak wiele zniszczeń w płucach, że gdy skończyłam 18 lat, lekarze zadecydowali o konieczności zastosowania u mnie tzw. tlenoterapii nocnej. Wtedy uświadomiłam sobie, że moja sytuacja wygląda naprawdę poważnie. Z roku na rok było coraz gorzej. W wieku 21 lat podczas jednego z wielu pobytów w Klinice Pneumonologii i Mukowiscydozy* lekarz poinformował mnie i mojego tatę, że jedyną szansą na przeżycie jest dla mnie przeszczep płuc. To był szok. Pojawiły się łzy i poczucie bezsilności, bo w Polsce takie operacje przeprowadza się bardzo rzadko. Na domiar złego lekarz uświadomił nas, iż ze względu na moją rzadką grupę krwi (0 RH-), szanse na znalezienie odpowiedniego dawcy jeszcze bardziej się zmniejszają. Będąc w szpitalach byłam i jestem "świadkiem" śmierci znajomych i przyjaciół chorych na to co ja. Świadomość, że następna mogę odejść ja zawsze była i jest dla mnie czymś przerażającym. Czuje, że stoję w kolejce do nieba. 

Choroba gwałtownie dała o sobie znać 1,5 roku temu. Obecnie przez 24 godziny na dobę jestem podłączona do aparatury podającej tlen (koncentrator tlenu), bez której mój organizm nie może już funkcjonować, a lekarze określają mój stan jako ciężki. Następstwem wielokrotnych infekcji jest kompletne wyniszczenie płuc, a jedyną szansą na przedłużenie życia - przeszczep. Niestety, taki zabieg jest niezwykle kosztowny - kwota potrzebna na operację w klinice w Wiedniu i rehabilitację, która musi po niej nastąpić, to 150 tys euro.

Do tej pory radziłam sobie sama (z pomocą taty oraz najbliższej rodziny) i liczyłam, że tak będzie do końca, ale niestety się nie udało. Wielu moich znajomych do dziś nie wie o mojej ciężkiej chorobie i sytuacji w jakiej się znalazłam, gdyż nigdy nie chciałam, aby patrzono na mnie inaczej. Dziś nie mam już złudzeń - potrzebuję pomocy. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o pomoc w uzbieraniu tej kosmicznej dla mnie sumy, która pozwoli na przeszczep płuc. Mam nadzieję, że z pomocą ludzi dobrej woli uda mi się ją zebrać - bo CHCĘ ŻYĆ.

.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz